sobota, 22 września 2012

Epilog



                                                                      Zayn...

         Dla wielu ludzi śmierć jest czymś okropnym, strasznym i nie do pojęcia. Może gdybym w życiu przeszedł mniej bolesnych rzeczy, gdybym nie zranił tylu osób, gdybym nigdy nie poznał prawdy o Chelsea i gdybym był taki jak kiedyś, to sam bym się śmierci bał. Było jednak inaczej. Czułem, że to jest mój obowiązek, że muszę zginać, by czuć się spełnionym. Nie potrafił bym żyć bez niej u boku.
   Sam...
   Jej oddech był moim oddechem. Kiedy jej serce biło też moje, kiedy ona była szczęśliwa ja też, ale wtedy, kiedy wiedziałem, że ani ja ani ona nie przeżyjemy...  Zabrakło by tego wszystkiego, a ja stałbym się tak pusty w środku, tak samotny jak nigdy w życiu.
   Nie da się wypowiedzieć słowami tego co Chelsea mi dała. Była dla mnie wszystkim, a bez niej i ja nie istniałem. Gdyby mnie oszczędzili i tak bym zginął. Zrobił bym cokolwiek by tylko z nią być.         
     Nie byłem aniołem, ale jak się okazało ona też nim nie była. Ona zabijała ludzi czynami, a ja słowami. Potrafiłem ich ranić psychicznie, ale to nie miało dla mnie znaczenia. Nauczyłem się być obojętny na ból, obojętny na to co mówią inni, ale nigdy nie nauczyłem się być dobrym. Było to dla mnie nieosiągalne.
   Dopiero kiedy poznałem chłopaków i kiedy zjawiła się Chelsea zrozumiałem, że nie muszę taki być, że mogę jej powiedzieć wszystko i stać się innym człowiekiem. To ona jako pierwsza dowiedziała się o tym jak wyglądało moje życie, a ona mimo, że na koniec, powiedziała mi o swoim. W końcu poznałem prawdę. Dowiedziałem się co tak na prawdę stało się z mym ojcem, ale to już nie było ważne.
   Ważne było to, że moja miłość do niej nie zniknęła wraz z moim życiem i myślę, że nigdy nie zgubię jej. Nauczyłem się kochać i dopuściłem do siebie świadomość, że to nie boli.
   Nigdy jej nie zapomnę, a ona na zawsze zostanie w moim sercu...







            Czarna chusteczka wznosiła się na wietrze. Silniejsze podmuchy wiatru mocno unosiły ją do góry aby potem znowu mogła delikatnie opaść w dół. Wyglądało to jak piękny ale zarazem tajemniczy taniec. Kawałek aksamitu którym była powoli leciał przed siebie aż w końcu spadł na ziemię.
Po chwili podeptał ją chłopak ubrany w czarny garnitur o niezwykle zielonych oczach w których widać było tylko ból i nic więcej. Jakby jego życie miało być nieustannym cierpieniem. Obok niego szedł kolejny. Blondyn z zaszklonym wzrokiem. Następna była dziewczyna ubrana w czarną długą sukienkę. Po jej policzkach ciekły słone łzy. Dalej ze spuszczoną głową szedł szatyn. Długie pasmo kończył ciemny blondyn z poważnym wyrazem twarzy. On cierpiał najmocniej w środku.
W końcu przystanęli przy ogromnym ziejącym dołku nad którym leżały dwie trumny. Podczas odprawiania przez księdza ostatniego nabożeństwa praktycznie każdy płakał. Na twarzach najbliższej rodziny i przyjaciół można było zobaczyć ogromny smutek.
Świat już obiegła informacja ,że Zayn Malik wraz ze swoją ukochaną popełnili samobójstwo. Praktycznie wszyscy w to uwierzyli oprócz piątki przyjaciół która ostatni raz dotykała dębowych trumien w ten sposób się żegnając.
            Po zakończonej ceremonii siedzieli na ziemi w najwyższym punkcie widokowym Londynu. Panująca między nimi cisza została zakłócona przez szept brunetki:
   -Oni tego nie zrobili…Za bardzo się kochali żeby w ten sposób sobie siebie odebrać.- Chłopcy na nią spojrzeli.
   -Nikt z nas nie wierzy policji.- Odparł ciemny blondyn.
   -A więc co się stało ?- Zapytał chłopak z bujnymi lokami.
Wszyscy wzruszyli ramionami.
   -Co będzie dalej ?- Zapytał niebieskooki.
   -Nie wiem…- Odpowiedziała dziewczyna i wtuliła się w jednego z przyjaciół aby po chwili wybuchnąć płaczem. To ona znalazła ich trzymające się za ręce ciała. Od tamtego czasu wszystko się zmieniło… Już nigdy więcej nie miała zaznać spokojnego snu.
Piątka przyjaciół siedziała blisko siebie oglądając zachód słońca. Starali się jakoś sobie pomóc nawzajem ale każdy z nich niesamowicie cierpiał i krwawił od środka…
A czarna chusteczka unosiła się na wietrze obok nich jakby śmiejąc się i korzystając z ostatnich chwil istnienia. Wszyscy obserwowali jak znika za krawędzią klifu zdana tylko na łaskę wiatru…


_____
 Od Jemi: Cieszę się ,że zakończyłyśmy tego bloga :) Oczywiście polubiłam go jak inne ale trzeba przyznać ,że właśnie tutaj pisało nam się najtrudniej. Historia miłości Chels i Zayna na zawsze zostanie w moim sercu bo mimo wszystko ją bardzo mocno przeżywałam :)
Dziękuję też naszym wiernym czytelnikom którzy wytrwale do samego końca czytali i komentowali tego bloga :)

Od Akwamaryn : Zgadzam się z Jemi. Nie łatwo nam było pisać tego bloga, zwłaszcza pod koniec. Jednak uratowałyśmy sytuację robiąc plan wydarzeń ;) Pomogło. Potem szło mi osobiście już lepiej i łatwiej. Dziwnie pisało mi się z perspektywy Zayna, chyba nie szło mi najlepiej. Czuję, że zrobiłam z niego takiego ,,maminsynka''. To tylko moje odczucia. No ale dobra.  Cieszę się, że wytrwali co niektórzy z nami do końca i mam nadzieję, że nasze kolejne blogi też będziecie czytać. Jesteście wspaniałymi czytelnikami;) 

INFORMACJA: A to niespodzianka o której wcześniej mówiłyśmy pod piętnastym rozdziałem :D Oczywiście założyłyśmy kolejnego bloga :) Tego na pewno się spodziewaliście :) Jednak niespodzianką jest to iż jest to kolejna część naszego poprzedniego bloga ! :D Oczywiście chodzi o kontynuacje Wszystko zaczyna się od niczego... nie będzie to historia z perspektywy Carmen i Alice ale ich dzieci :) Melisy i Nathana ! :) Serdecznie zapraszamy na Jedna dusza w dwóch ciałach  

wtorek, 18 września 2012

15. Może gdybym to usłyszała wszystko zakończyło by się inaczej…



                                                                 Chelsea…


            Gdy tylko Zayn wyszedł wybuchłam płaczem. Nie chciałam żeby odchodził ale to był jedyny sposób na to aby uratować mu życie. Za bardzo go kochałam żeby dłużej narażać go na niebezpieczeństwo.
Czułam okropny ból w klatce piersiowej. Całą siłą woli powstrzymywałam się aby za nim nie pobiec i wykrzyczeć ,że ma wracać bo przecież bez niego nie potrafię normalnie funkcjonować.
Usłyszałam jak z piskiem opon odjeżdża spod hotelu. Mój płacz się nasilił. Opadłam na łóżko i zwinęłam się w kłębek.
            Czas powoli mijał. Każda sekunda zamieniała się w minutę a minuta w godzinę. Miałam wrażenie ,że minęła wieczność. Nie potrafiłam tak po prostu się z nim rozstać.
Wiedziałam już co powinnam zrobić. Jakiś czas temu kupiłam dwa bilety na lot do Włoch. Wstałam z łóżka i zaczęłam pakować swoje ubrania. Z determinacją wytarłam mokre policzki i wzięłam głęboki oddech. Gdy spakowałam już dużą walizkę z najpotrzebniejszymi rzeczami wzięłam do ręki telefon po czym wybrałam numer ukochanego.
   -Zayn możemy się spotkać ?- Zapytałam do słuchawki panując nad głosem.
   -Po co ?- Usłyszałam jego lodowaty głos. Westchnęłam.
   -Zayn to ważne. Musimy porozmawiać. Zależy mi na tobie.- Powiedziałam cicho a moje serce zaczęło walić jak głupie. Czułam się jak nastolatka prosząca swojego chłopaka o drugą szansę.
   -Dobrze. Za piętnaście minut będę w kawiarni ,,Tea and Ice''.- Odpowiedział i się rozłączył. Ulżyło mi. Po jego głosie słyszałam ,że nadal mnie kocha i jest gotowy mi przebaczyć. Złapałam za rączkę walizki i ustawiłam ją pod drzwiami. Jeżeli wszystko pójdzie po mojej myśli to jeszcze dziś wylądujemy we Włoszech…razem. Zrezygnuję z zlecenia i uciekniemy z kraju. Zostawimy za sobą wszystko aby zacząć od nowa.
Już miałam wyjść gdy drzwi od mieszkania się same otworzyły a w wejściu dostrzegłam uśmiechniętą twarz Chrisa.
   -Cześć maleńka.- Mruknął. Starałam się zakryć swoim ciałem walizkę tak aby jej nie zauważył.
   -Czego chcesz ?- Warknęłam zła. Ten człowiek zawsze pojawiał się w najmniej odpowiednich momentach.
   -Bierz telefon ,kluczę i spluwę. Ojczulek chce z tobą porozmawiać.- Powiedział.- Idziemy.- Dodał i wyciągnął mnie z pokoju za rękę.
Spojrzałam na telefon ze strachem. Miałam jeszcze dwanaście minut do spotkania z Zaynem. Wyciszyłam komórkę i ruszyłam za Chrisem.
            Zatrzymaliśmy się pod dobrze znaną mi kamienicą i weszliśmy w wąską uliczkę. To był mój dom. Tu się wychowałam. Zanim dobrze nauczyłam się jeździć na rowerze już umiałam posługiwać się bronią. Usłyszałam strzał. Zamknęłam oczy. Po chwili wielkie metalowe drzwi się otworzyły i z budynku wyszła dwójka mężczyzn z długim czarnym workiem. Chris wziął głęboki oddech.
   -Uwielbiam ten zapach…dzieciństwo.- Powiedział i zaczął się śmiać. Spojrzałam na niego jak na kretyna a ten zamilkł.- Szybciej. Wchodź do środka.
Przeszliśmy spokojnie obok ochrony i pośpiesznie ruszyliśmy długim korytarzem mijając dziesiątki drzwi. Wyjęłam telefon i spojrzałam na godzinę. Miałam jeszcze trzy minuty. W końcu doszliśmy na sam koniec. W metalowych drzwiach widniały ślady po kulach. Chris zapukał po czym weszliśmy do środka. Wzięłam głęboki oddech i usiadłam naprzeciw własnego ojca który zniszczył mi życie.
Nienawidziłam go za to.
Nigdy nie uporał się ze śmiercią matki. Za to ,że jej z nami nie było zawsze obwiniał wszystkich na około ale nigdy siebie…
   -Jestem pewien ,że wiesz dlaczego tu cię wezwałem.- Powiedział patrząc na mnie bez wyrazu. Zero miłości , nienawiści…zero jakichkolwiek uczuć. Byłam dla niego tylko pracownikiem.
   -Niestety nie.- Odparłam starając się ukryć zdenerwowanie.
   -Masz gościa.- Drzwi za mną się otworzyły a do gabinetu ojca wszedł Sam.
   -Miło cię znowu widzieć Chelseo.- Krew w moich żyłach automatycznie zaczęła szybciej płynąć. Patrzyłam na niego w ciszy.- Dobrze się spisałaś. Zayn jest już w tobie zakochany do szaleństwa. Nadszedł czas. Chcę abyś jeszcze dziś go zabiła.- Mruknął pocierając dłońmi.
Poczułam okropne ukłucie bólu. Na jedną sekundę może dwie przestałam się kontrolować i nam mojej twarzy pojawił się strach.
   -Dlaczego właśnie dziś ?- Zapytałam. Miałam nadzieję ,że uda mi się go jakiś sposób przekonać żeby przełożyć dzień ostateczny.
   -Bo dokładnie rok temu Zayn wybrał sławę zamiast mnie. Swojego przyjaciela. Tego dnia zupełnie o mnie zapomniał a dawne życie przestało dla niego istnieć.- Wysyczał.
   -Chelsea jeszcze dziś wykona swoje zadanie. Spokojnie Sam. Podjęła się tego zlecenia i już nie może się wycofać.- Powiedział mocnym głosem ojciec. Spojrzałam mu w oczy. Domyślał się. Już mi nie ufał…musiałam jakoś go do siebie przekonać.
   -Oczywiście. W końcu uwolnię się od tego pedała.- Sam cicho się zaśmiał.
   -Możesz wracać.- Powiedział ojciec podejrzliwie na mnie patrząc. Przytaknęłam mu głową i wyszłam.
   -Śledź ją.- Dodał cicho spoglądając na Chrisa.
Może gdybym to usłyszała wszystko zakończyło by się inaczej…


                                                                 ***


            Zanim z powrotem udało mi się dotrzeć do domu byłam już spóźniona na spotkanie z Zaynem całe czterdzieści minut. Dzwonił do mnie pięć razy i napisał sześć smsów. Wbiegłam na górę po schodach. Rzuciłam się do drzwi i wyszarpnęłam z mieszkania walizkę. Jak najszybciej umiałam zbiegłam na dół i oddałam klucz do recepcji rzucając na ladę sześćset dolarów nie prosząc o resztę.
Nigdy nie musiałam się przejmować pieniędzmi. Za jedno zlecenie można było otrzymać do dwudziestu tysięcy a ja ich już trochę wykonałam. Teraz oddałabym całą tą sumę aby tylko móc być z Zaynem.
Znalazłam swój samochód na parkingu przy hotelu i wrzuciłam do bagażnika walizkę. Szybko wsiadłam do samochodu. Wybrałam numer Zayna. Po dwóch sygnałach odebrał.
   -Gdzie jesteś !?- Krzyknęłam spanikowana.
   -Chels…co się stało ? Czemu nie przyszłaś…- Nie pozwoliłam mu dokończyć.
   -Nie mamy czasu. Powiem ci później. Gdzie jesteś ?- Mówiłam wkładając kluczyki do stacyjki.
   -W domu naszego zespołu.-Powiedział a ja się rozłączyłam. Gdy już miałam ruszać Coś mocno uderzyło w boczną szybę od mojej strony. Spojrzałam na wściekłą twarz Chrisa. A więc mnie śledził…on już wszystko wie…
   -Suka ! Zdradziłaś nas kurwo !- Krzyczał próbując otworzyć drzwiczki. Delikatnie je uchyliłam i z całej siły uderzyłam go z drzwi. Szybko je zamknęłam i ruszyłam z piskiem opon modląc się o to aby nie odzyskał za szybko przytomności.
            Gdy tylko dojechałam pod dom chłopaków natychmiast zgasiłam silnik i nie zamykając auta pobiegłam w kierunku drzwi. Weszłam szybko do środka i wykrzyknęłam imię mulata.
   -Chelsea…? Co się stało ?- Zapytał przerażony chłopak.
   -Zayn…ja przepraszam.- Powiedziałam wtulając się w jego tors. Ten mocno mnie objął.
   -Dlaczego tak postąpiłaś ? Przecież wiesz ,że cię kocham…ja…-Weszłam mu w słowo.
   -Musiałam ! To był jedyny sposób abyś był bezpieczny ale okazuje się ,że nie możesz tu zostać ja również. Mam dwa bilety do Włoch. Ucieknij ze mną Zayn !
Brunet patrzył na mnie z szokiem w oczach.
   -Ale po co mielibyśmy uciekać…?- Zapytał nic nie rozumiejąc.
   -Bo inaczej oboje zginiemy ! Należę do mafii…podobnie jak mój ojciec i twój. Bardzo dawno temu zakochali się w jednej kobiecie którą była moja matka. Pewnego dnia doszło do strzelaniny. Twój ojciec przez przypadek strzelił w moją matkę która zginęła na miejscu…godzinę później ludzie mojego ojca go zamordowali.- Jego oczy stopniowo robiły się coraz większe.- Nie całe dwa tygodnie temu dostałam zlecenie od twojego przyjaciela Sama. Miałam cię w sobie rozkochać i rozwalić zespół a potem zabić. Wzięłam je tylko dlatego aby się zemścić za śmierć matki i odebrane dzieciństwo ale gdy cię poznałam zrozumiałam ,że ty również go nie miałeś. To wszystko nie miało sensu. A ja się w tobie szaleńczo zakochałam ! To jedyny sposób aby mieć normalne życie ! Musimy uciekać i to szybko bo oni już wiedzą ,że wybrałam ciebie a ich zdradziłam.- Mówiłam jak opętana.
Zayn stał z otwartymi ustami.
   -Czyli to wszystko było ukartowane ? Całe nasze spotkanie…kłótnie z chłopakami ? Ten chłopak…Chris był jednym z ludzi twojego ojca ?- Przytaknęłam mu. Odsunął mnie od siebie.- A co gdybyś jednak się we mnie nie zakochała ? Leżałbym tu teraz we krwi ?
Podeszłam do niego ale on mnie od siebie odsunął.
   -Ilu ludzi już tak zabiłaś ?!- Krzyknął. Patrzyłam na niego ze łzami w oczach.
   -Popełniłam w życiu wiele błędów…- Mruknęłam.
   -Jak możesz patrzeć sobie w oczy ?!- Warknął wściekły. Patrzył na mnie z obrzydzeniem.
   -Nie mogę ! Nie wiesz jak to jest gdy wychowują cię w chęci zemsty ! Całe życie karmiono mnie kłamstwami a ja w nie wierzyłam ! Ale w końcu przejrzałam na oczy ! Bo jesteś dla mnie najważniejszą osobą na świecie. Chce być tylko z tobą. Do końca życia.- Zayn patrzył na mnie z nieokreślonym wyrazem twarzy. W jego oczach widziałam miłość…Kochał mnie. Wiedziałam to. Jednocześnie się bał. Co też było zrozumiałe.
   -Jeżeli zaraz nie pojedziemy na lotnisko to nas dopadną.- Powiedziałam. Widziałam ,że jest rozdarty.
   -Idę po walizkę.- Powiedział i poszedł do salonu. Już po chwili pakowaliśmy ją do auta. Wsiedliśmy do samochodu. Ruszyłam. Właśnie miałam wyjeżdżać z posesji chłopaków gdy drogę zablokowały nam dwa samochody. Spojrzałam z przerażeniem na Zayna.
Przegraliśmy…


                                                                        ***


            Siłą wyjęto nas z auta i wprowadzono do domu. Chris związał nam ręce po czym pchnął na kanapę w salonie. Jeszcze jakiś czas temu graliśmy tu wszyscy razem w tenisa na xboksie. Teraz dom był zupełnie pusty.
   -Chelsea , Chelsea, Chelsea…-Powiedział ojciec chodząc wzdłuż kanapy.- Nie ładnie. Zdradziłaś nas. W dodatku z synem mordercy twojej matki !- Krzyknął uderzając mnie w twarz.
   -Odpierdol się od niej !- Zareagował Zayn.
   -Ooo jaki odważny…- Jęknął ojciec uśmiechając się do niego.- Stul mordę szczeniaku !- Warknął uderzając go w brzuch.
   -Dlaczego nie możecie puścić go wolno ?! To moja wina ! Weźcie mnie !- Krzyknęłam na co on się zaśmiał.
   -Ile ty masz lat ? Dobrze wiesz ,że jeżeli zabijemy tylko ciebie to on na nas doniesie.- Powiedział wściekły. Chris stał za nim patrząc mi w oczy. Po chwili do pokoju weszła kolejna osoba. Sam.
   -Zayn ! Jak miło ,że znowu się spotykamy. Pamiętasz mnie jeszcze ?- Zapytał brunet z ironią.
   -Dlaczego mi to robisz Sam ? Byliśmy najlepszymi przyjaciółmi…-Odpowiedział mój ukochany.
   -Właśnie. Byliśmy. Pamiętasz co sobie powtarzaliśmy ?! Że wejdziemy na szczyt razem…ale gdy tylko pojawiła się okazja zupełnie o mnie zapomniałeś.- Wysyczał. Spojrzałam na Zayna z bólem w oczach. Musiałam go jakoś uratować.
   -Odpuść sobie Sam. Zayn zniknie ze świata show biznesu ale pozwól mu odejść. Co da ci jego śmierć ?- Zapytałam starając go do siebie jakoś przekonać.
   -Spokój ducha. Musi widzieć jakie to uczucie gdy najbliższa osoba wbija ci nóż w plecy !- Krzyknął.- Nie zmienię swojego zdania. Zabijcie go.- Dodał i odsunął się na bezpieczną odległość. Z jego twarzy nie schodził uśmiech.
Chris podszedł do Zayna z wyciągniętą ręką w której miał pistolet.
   -Nie ! Zostaw go ! Ja go kocham !- Darłam się jak opętana próbując uwolnić ręce. Strach który czułam był nie do opisania.
   -Nigdy nie przestanę cię kochać Chels…-Zdążył powiedzieć Zayn po czym usłyszałam strzał. Gdy zauważyłam mnóstwo krwi z mojego gardła wydobył się krzyk. Zaczęłam płakać. Moje serce rozpadło się na miliony kawałeczków…już nic nie miało sensu. Nigdy nie będę potrafiła wybaczyć sobie tego ,że podjęłam się tego zlecenia. 
   -Dlaczego to zrobiłeś ?!- Krzyknęłam na Chrisa.
   -Zabij ją.- Powiedział zimno ojciec.
   -Ale Chelsea jest twoją córką…-Zaczął Chris.
   -Nie. Ja nigdy nie miałem córki.- Odparł i wyszedł.
Pragnęłam śmierci. Bez Zayna nie istniałam. Był jedyną osobą na tym świecie którą naprawdę kochałam.
   -A gdybyś wybrała mnie mogło by być tak pięknie…-Szepnął i przystawił pistolet do mojej skroni. Wzięłam głęboki oddech i pomyślałam : "Już za chwilę znowu będziemy razem".
 Moment później wszystko zniknęło.
Ja również… 




____
Od Jemi : To już koniec tego opowiadania :) Przed nami tylko epilog :) Co do rozdziału to całkiem mi się podoba :) 
Mamy dla was małą niespodziankę :D Ale o tym pod epilogiem ;) 
                       

piątek, 14 września 2012

14. Bez niej nie istnieję, bez niej jestem nikim.

Zayn...


     Ostatni raz przejechałem dłonią po ciemnych włosach i uśmiechnąłem się do swojego odbicia. Dla większości było przesadą siedzenie w łazience godzinę, ale ja inaczej nie potrafiłem. Musiałem mieć idealnie ułożone włosy, choćby dla Chelsea, która na pewno nie chciała ich widzieć naturalnie po wstaniu.  Wyszedłem zaraz po tym jak walenie w drzwi od łazienki ustało. Uśmiechnąłem się pod nosem, widząc siedzącą koło drzwi Chels. Dziewczyna spoglądała na mnie, może trochę zła, ale z drugiej strony też czule. Była taka urocza. Podszedłem do niej po czym przyklęknąłem i pocałowałem w czoło.
   -Jak się spało kotku?- spytałem, patrząc w jej oczy.
   -Strasznie się rozpychasz i chrapiesz jak już dobrze zaśniesz.- powiedziała z uśmiechem na twarzy po czym wyminęła mnie i weszła do łazienki.- A i mogłeś najpierw założyć koszulkę, a dopiero potem się czesać!- usłyszałem zza drzwi i odruchowo dotknąłem swojego torsu. Nagi. Wściekły na siebie zacząłem poszukiwania czegoś rozpinanego, na marne. Nie wziąłem z domu tego typu rzeczy. Jedynie koszulki przez głowę it o wszystko. Nie miałem zamiaru kolejny raz układać włosy, ale też nie chciałem chodzić bez górnej części garderoby cały dzień. Wcisnąłem się w niebieski t-shirt i w tym samym momencie usłyszałem jak ktoś wchodzi do pokoju. Obróciłem się, a moim oczom ukazała się brunetka. Nie potrzebowałem przyjaciół, starczała mi ona, a zespół... Oddał bym wszystko dla niej. Nawet go. Wszystko.
   -Zayn...- powiedziała krzyżując dłonie na piersi i patrząc mi w oczy. Coś było nie tak. Zachowywała się dziwnie, jakby nie była sobą, przynajmniej takiej jej nie znałem. Nie uśmiechała się, a wręcz przeciwnie, była smutna. -Źle zrobiłeś.- powiedziała krótko odwracając wzrok. Zaskoczony podszedłem bliżej, ale Chels zrobiła krok w tył.
   -Dobrze zrobiłem. Nie przejmuj się Jess, ona na prawdę nie wie jak jest. Jest zazdrosna, bo nie spędzam już tyle czasu z nią i chłopakami co kiedyś, ale to nie przez ciebie.- rozgadałem się jak katarynka. - Po prostu się zmieniłem.- powiedziałem, podchodząc jeszcze bliżej i obejmując brunetkę w pasie. Spuściła speszona wzrok, by po chwili znowu go podnieść i spojrzeć na mnie ze złością.
    -Ty nic nie rozumiesz! Musisz tam pojechać! Musisz ratować zespół! Nie widzisz, że to niszczysz?! Razem to wszystko psujemy! Ja i ty! Nie chcę tego, a ty nie widzisz, że jest na prawdę źle! Cholera, oni cię potrzebują! Nie zachowuj się jak dzieciak i wróć do nich!- krzyczała bez opamiętania, a przy tym wyrywając się ode mnie. Opuściłem bezwładnie ręce, patrząc na nią z niedowierzaniem. Wyrzucała mnie właśnie za próg, a to, że zależało jej na zespole było zwykłą bujdą. Chciała się mnie pozbyć.
   -Nie! To oni to niszczą! Psują wszystko dobre co mnie spotyka! Zawsze muszą być najlepsi i najmądrzejsi, a ja jestem dla nich jak dzieciak, którego trzeba non stop pilnować, mimo że to Harry jest najmłodszy. Mimo, że to on to wszystko niszczy, to ja jestem tym złym! Ja jestem w twoich oczach tym, który robi zamieszanie w zespole i chce by się rozpadł, ale jest nas piątka, a właściwie szóstka razem z Jess i powiem ci, że to nie ja robię w naszej grupie najwięcej problemów.- przerwałem na chwilę by nabrać powietrza. i spojrzeć Chelsea w oczy. Nie widziałem w nich ani szczęścia, ani smutku, tylko wściekłość. Patrzyła na mnie wręcz z obrzydzeniem. Traktowała moich przyjaciół jak rodzinę, a ja byłem przeciw niej. Ja również nie pozostawałem jej dłużny. Mimo, że czułem się z tym podle patrzyłem na nią jak na śmiecia. - Jeśli chciałaś się mnie pozbyć, trzeba było mówić.- wychrypiałem. Wyminąłem Chels, szturchając ją przy tym ramieniem po czym wyszedłem z mieszkania trzaskając drzwiami. Usłyszałem jeszcze tylko swoje imię, ale ani na chwilę nie zwolniłem, ani razu nie spojrzałem za siebie.


                                                                           ***


       Długo się zastanawiałem do kogo mam pójść, przecież nie mogłem wrócić tak po prostu do chłopców. Nie mogłem iść do Simona, bo by mnie chyba zabił za to, że ,,niszczę'' jego zespół. Pozostawała mi jedynie Jessica, która i tak wydawała się być niezadowolona moja wizytą. Otworzyła mi drzwi, po czym chciała je od razu zamknąć. Miała mnie w głębokim poważaniu i najchętniej pozwoliła by mi zgnić na ulicy, pod mostem.  Zablokowałem drzwi stopą i uchyliłem je bardziej.
   -Porozmawiamy?- spytałem z nadzieją na jej łaskę. Znała mnie jak mało kto i wiedziała, że nie dam sobie rady bez łazienki czy choćby lustra. Zresztą tu nie chodziło o to. Chodziło o to, że potrzebowałem jej pomocy, a ona zawsze byłą gotowa jej udzielić.
    Spojrzała na mnie wściekle, po czym otworzyła szeroko drzwi i przepuściła mnie w przejściu.
   -Czego tu szukasz?- spytała oschle i powędrowała w kierunku salonu. Dom był całkowicie pusty, co było dla mnie ogromnym plusem. Nie miałem teraz ochoty widzieć się chłopakami, dostać po głowie, a dodatkowo jeszcze widzieć Harry'ego i słyszeć jego głupie docinki.
    -Ciebie, bo kogo innego. Gdzie reszta?- zadałem kolejne pytanie, siadając przy tym na sofie, przed telewizorem, gdzie wcześniej przeważnie spędzał każde popołudnie Niall.
    -Chłopaki wyjechali, a ja jestem tu całkiem sama i to przez ciebie i...- przerwała na chwilę, kiedy posłałem jej pytające spojrzenie.- i tę zołzę.- zagryzłem zęby, powstrzymując się w ten sposób nad zbędnymi słowami.
    -Nie masz prawa jej tak nazywać. Ona nic nie zrobiła.- powiedziałem, patrząc przez okno. Nie mogłem powstrzymać gromadzącej się we mnie wściekłości na Jess. Dziewczyna na prawdę przesadzała, a najgorsze było to, że obwiniała Chels za coś, czego nie zrobiła.
    -Mam prawo robić co zechcę, mogę ją wyzywać od jakich chcę. Od suk, dziwek i innych, a ty mi nie zabronisz. Ona taka jest, ale ty masz klapki na oczach.- powiedziała gestykulując przy tym.- Jesteś ślepy i ogłuszony! Słyszysz tylko ją i widzisz tylko ją! Robisz co ci każe, a to, że przez to niszczysz zespół jest nieważne! Od kiedy tylko pojawiła się, ty i Harry skaczecie sobie do gardeł. Uwiodła najpierw go, a potem ciebie i zapewne ma w tym jakiś cel, a teraz co? Wyrzuciła ciebie za drzwi, bo nie jesteś jej potrzebny. Zrobiła to co chciała, a wy byliście jej marionetkami! Ta dziwka owinęła sobie ciebie wokół palca!- wrzasnęła mi prosto w twarz. Wściekły podniosłem się i podszedłem do niej. Położyłem dłonie na ścianie tuż koło jej głowy i cicho sapiąc z złości, zmierzyłem ja spojrzeniem.
   -Nigdy jej tak nie nazywaj, nie przy mnie.- wysyczałem przez zaciśnięte zęby, kładąc swoje dłonie na jej ramiona.
    -Zayn spójrz na siebie. Zmieniłeś się. Już nie jesteś moim dawnym Zaynem, który mimo problemów zawsze był przy mnie. Straciłam do ciebie zaufanie po tym jak pobiłeś Harry'ego. Jesteście przyjaciółmi i obaj to niszczycie, obaj ją kochacie i choć być chciał to nie zmienisz tego, że on pała do niej uczuciem. Ty jesteś gdzieś bardzo daleko od nas wszystkich. Nie ma już nas, nie ma One Direction, nie ma przyjaźni, która nas połączyła, a ty nie jesteś sobą. - przerwała mocno się we mnie wtulając i cicho szlochając. Rzadko płakała, była raczej twarda i nic jej nie ruszało.
   -Jess ja... Nie wiem co mam powiedzieć. Chciałbym coś zmienić, ale chyba nie potrafię. Mogę tu zostać?- spytałem, jeżdżąc dłonią po jej plecach. Wyczułem, że przytakuje po czym odsuwa się.


                                                                          ***


        Brunetka siedziała na stole, szeroko się przy tym uśmiechając. Oblizała usta i głośno mlasnęła na znak, że jej smakowało. Otworzyłem szeroko usta zbliżając się powoli w jej kierunku. Po chwili wyczułem na języku coś kwaśnego, a po chwili słonego. Kaszlnąłem odruchowo starając się to zdjąć z języka, a dziewczyna tylko cicho się zaśmiała.
   -Wymiękasz?- spytała, kiedy zdjąłem z oczu opaskę. Wypiąłem dumnie pierś, mrużąc oczy.
   -Księżniczko, czy ja kiedykolwiek wymiękłem? Jestem królewiczem na białym rumaku, a tacy są najsilniejsi.- powiedziałem wytykając jej język.
    -Dawno tego nie robiliśmy. Właściwie to już wieki.- powiedziała Jess schodząc ze stołu i siadając mi na kolanach. Gdyby ktoś nas nie znał, mógłby stwierdzić mylnie, że jesteśmy parą. Jednak ja traktowałem ją jak siostrę, a ona mnie jak brata i czasem nawet spaliśmy w jednym łóżku, kiedy to ona miała koszmary lub ja byłem samotny. Nie działo się to przez ostatnie trzy lata, bo przecież w domu zaczęli znajdować się też inni dorastający faceci, którzy na takie zachowanie mogli czuć się zniesmaczeni, choć wydawało mi się, że widok nagiego Hazzy w salonie był szczytem.
   -W podstawówce. Kiedy to było.- smakowanie różnych rzeczy na oślep było naszą ulubioną zabawą z dzieciństwa. Do teraz pamiętam jak dziewczyna włożyła mi do ust startą na tarce kredkę świecową, czy ziemię. Okropność.  Ja za to zawsze dawałem jej coś dobrego. Nie umiałem być aż tak zły jak ona. Dostawała truskawki, jagody, a czasem kawałek ciasta, które ukradliśmy mojej mamie, kiedy jeszcze mieszkała z nami. 
    Nagle coś zaczęło wibrować z mojej kieszeni, a po chwili usłyszałem moją ulubioną piosenkę. Odebrałem nie patrząc na wyświetlacz.
   -Zayn możemy się spotkać?- moich uszu dobiegł spokojny głos Chelsea. Jessica spojrzała na mnie pytająco, a ja na migi pokazałem jej, że ma się ulotnić na chwilę. Ta jednak ani myślała to zrobić. Siedziała wpatrując się w  moja komórkę.
   -Po co? - spytałem chłodno. Usłyszałem ciche westchnienie po czym zapanowała krótka chwila ciszy.
    - Zayn to ważne. Musimy porozmawiać. Zależy mi na tobie. - ostatnie słowa wręcz wyszeptała.
   - Dobrze. Za piętnaście minut będę w kawiarni ,,Tea and Ice''.- powiedziałem po czym rozłączyłem się. Już chciałem wyjść kiedy Jessica złapała mnie za rękę.
    -Nie idź do niej, proszę...- wyszeptała. Wyrwałem swój nadgarstek z jej uścisku, po czym cicho westchnąłem.
    -Nadal nic nie rozumiesz? Jess, ja ją kocham i nie pozwolę jej tak po prostu mnie zostawić i odejść. Bez niej nie istnieję, bez niej jestem nikim.


                                                                     ***


    Spojrzałem kolejny raz na zegarek na ścianie po czym wściekły podniosłem się z swojego miejsca. Założyłem na plecy moją kurtkę i zostawiając na stole pieniądze za kawę wyszedłem z kawiarni. Czekałem wystarczająco długo, nie odbierała telefonów, nawet nie starała się ze mną jakoś skontaktować. Po prostu mnie wystawiła do wiatru, a ja dla niej zostawiłem Jessice samą w domu. Nie powinienem się zgadzać, ale ją kochałem i nie umiałem inaczej. Była i nadal jest dla mnie całym światem. Wściekłym kopnąłem jeden z kamieni, który z hukiem uderzył w kosz na śmieci. Przechodnie patrzyli na mnie z zdenerwowaniem i wymieniali komentarze na mój temat, a niektórzy wytykali mnie palcami. Cieszyłem się, ze nikt nie podszedł do mnie z prośbą o autograf. Potrzebowałem być sam z swoimi myślami.



 _____
Od Akwamaryn: Nie wiem jak wam, ale mi się podoba. Miałam napływ weny i właściwie tak jakoś wyszło, że napisałam go w mgnieniu oka. Kończymy to opowiadanie, co moim zdaniem jest dobre. Męczyłyśmy się z nim, ale nie martwcie się. Pojawi się jeszcze zapewne wiele naszych opowiadań;)