piątek, 14 września 2012

14. Bez niej nie istnieję, bez niej jestem nikim.

Zayn...


     Ostatni raz przejechałem dłonią po ciemnych włosach i uśmiechnąłem się do swojego odbicia. Dla większości było przesadą siedzenie w łazience godzinę, ale ja inaczej nie potrafiłem. Musiałem mieć idealnie ułożone włosy, choćby dla Chelsea, która na pewno nie chciała ich widzieć naturalnie po wstaniu.  Wyszedłem zaraz po tym jak walenie w drzwi od łazienki ustało. Uśmiechnąłem się pod nosem, widząc siedzącą koło drzwi Chels. Dziewczyna spoglądała na mnie, może trochę zła, ale z drugiej strony też czule. Była taka urocza. Podszedłem do niej po czym przyklęknąłem i pocałowałem w czoło.
   -Jak się spało kotku?- spytałem, patrząc w jej oczy.
   -Strasznie się rozpychasz i chrapiesz jak już dobrze zaśniesz.- powiedziała z uśmiechem na twarzy po czym wyminęła mnie i weszła do łazienki.- A i mogłeś najpierw założyć koszulkę, a dopiero potem się czesać!- usłyszałem zza drzwi i odruchowo dotknąłem swojego torsu. Nagi. Wściekły na siebie zacząłem poszukiwania czegoś rozpinanego, na marne. Nie wziąłem z domu tego typu rzeczy. Jedynie koszulki przez głowę it o wszystko. Nie miałem zamiaru kolejny raz układać włosy, ale też nie chciałem chodzić bez górnej części garderoby cały dzień. Wcisnąłem się w niebieski t-shirt i w tym samym momencie usłyszałem jak ktoś wchodzi do pokoju. Obróciłem się, a moim oczom ukazała się brunetka. Nie potrzebowałem przyjaciół, starczała mi ona, a zespół... Oddał bym wszystko dla niej. Nawet go. Wszystko.
   -Zayn...- powiedziała krzyżując dłonie na piersi i patrząc mi w oczy. Coś było nie tak. Zachowywała się dziwnie, jakby nie była sobą, przynajmniej takiej jej nie znałem. Nie uśmiechała się, a wręcz przeciwnie, była smutna. -Źle zrobiłeś.- powiedziała krótko odwracając wzrok. Zaskoczony podszedłem bliżej, ale Chels zrobiła krok w tył.
   -Dobrze zrobiłem. Nie przejmuj się Jess, ona na prawdę nie wie jak jest. Jest zazdrosna, bo nie spędzam już tyle czasu z nią i chłopakami co kiedyś, ale to nie przez ciebie.- rozgadałem się jak katarynka. - Po prostu się zmieniłem.- powiedziałem, podchodząc jeszcze bliżej i obejmując brunetkę w pasie. Spuściła speszona wzrok, by po chwili znowu go podnieść i spojrzeć na mnie ze złością.
    -Ty nic nie rozumiesz! Musisz tam pojechać! Musisz ratować zespół! Nie widzisz, że to niszczysz?! Razem to wszystko psujemy! Ja i ty! Nie chcę tego, a ty nie widzisz, że jest na prawdę źle! Cholera, oni cię potrzebują! Nie zachowuj się jak dzieciak i wróć do nich!- krzyczała bez opamiętania, a przy tym wyrywając się ode mnie. Opuściłem bezwładnie ręce, patrząc na nią z niedowierzaniem. Wyrzucała mnie właśnie za próg, a to, że zależało jej na zespole było zwykłą bujdą. Chciała się mnie pozbyć.
   -Nie! To oni to niszczą! Psują wszystko dobre co mnie spotyka! Zawsze muszą być najlepsi i najmądrzejsi, a ja jestem dla nich jak dzieciak, którego trzeba non stop pilnować, mimo że to Harry jest najmłodszy. Mimo, że to on to wszystko niszczy, to ja jestem tym złym! Ja jestem w twoich oczach tym, który robi zamieszanie w zespole i chce by się rozpadł, ale jest nas piątka, a właściwie szóstka razem z Jess i powiem ci, że to nie ja robię w naszej grupie najwięcej problemów.- przerwałem na chwilę by nabrać powietrza. i spojrzeć Chelsea w oczy. Nie widziałem w nich ani szczęścia, ani smutku, tylko wściekłość. Patrzyła na mnie wręcz z obrzydzeniem. Traktowała moich przyjaciół jak rodzinę, a ja byłem przeciw niej. Ja również nie pozostawałem jej dłużny. Mimo, że czułem się z tym podle patrzyłem na nią jak na śmiecia. - Jeśli chciałaś się mnie pozbyć, trzeba było mówić.- wychrypiałem. Wyminąłem Chels, szturchając ją przy tym ramieniem po czym wyszedłem z mieszkania trzaskając drzwiami. Usłyszałem jeszcze tylko swoje imię, ale ani na chwilę nie zwolniłem, ani razu nie spojrzałem za siebie.


                                                                           ***


       Długo się zastanawiałem do kogo mam pójść, przecież nie mogłem wrócić tak po prostu do chłopców. Nie mogłem iść do Simona, bo by mnie chyba zabił za to, że ,,niszczę'' jego zespół. Pozostawała mi jedynie Jessica, która i tak wydawała się być niezadowolona moja wizytą. Otworzyła mi drzwi, po czym chciała je od razu zamknąć. Miała mnie w głębokim poważaniu i najchętniej pozwoliła by mi zgnić na ulicy, pod mostem.  Zablokowałem drzwi stopą i uchyliłem je bardziej.
   -Porozmawiamy?- spytałem z nadzieją na jej łaskę. Znała mnie jak mało kto i wiedziała, że nie dam sobie rady bez łazienki czy choćby lustra. Zresztą tu nie chodziło o to. Chodziło o to, że potrzebowałem jej pomocy, a ona zawsze byłą gotowa jej udzielić.
    Spojrzała na mnie wściekle, po czym otworzyła szeroko drzwi i przepuściła mnie w przejściu.
   -Czego tu szukasz?- spytała oschle i powędrowała w kierunku salonu. Dom był całkowicie pusty, co było dla mnie ogromnym plusem. Nie miałem teraz ochoty widzieć się chłopakami, dostać po głowie, a dodatkowo jeszcze widzieć Harry'ego i słyszeć jego głupie docinki.
    -Ciebie, bo kogo innego. Gdzie reszta?- zadałem kolejne pytanie, siadając przy tym na sofie, przed telewizorem, gdzie wcześniej przeważnie spędzał każde popołudnie Niall.
    -Chłopaki wyjechali, a ja jestem tu całkiem sama i to przez ciebie i...- przerwała na chwilę, kiedy posłałem jej pytające spojrzenie.- i tę zołzę.- zagryzłem zęby, powstrzymując się w ten sposób nad zbędnymi słowami.
    -Nie masz prawa jej tak nazywać. Ona nic nie zrobiła.- powiedziałem, patrząc przez okno. Nie mogłem powstrzymać gromadzącej się we mnie wściekłości na Jess. Dziewczyna na prawdę przesadzała, a najgorsze było to, że obwiniała Chels za coś, czego nie zrobiła.
    -Mam prawo robić co zechcę, mogę ją wyzywać od jakich chcę. Od suk, dziwek i innych, a ty mi nie zabronisz. Ona taka jest, ale ty masz klapki na oczach.- powiedziała gestykulując przy tym.- Jesteś ślepy i ogłuszony! Słyszysz tylko ją i widzisz tylko ją! Robisz co ci każe, a to, że przez to niszczysz zespół jest nieważne! Od kiedy tylko pojawiła się, ty i Harry skaczecie sobie do gardeł. Uwiodła najpierw go, a potem ciebie i zapewne ma w tym jakiś cel, a teraz co? Wyrzuciła ciebie za drzwi, bo nie jesteś jej potrzebny. Zrobiła to co chciała, a wy byliście jej marionetkami! Ta dziwka owinęła sobie ciebie wokół palca!- wrzasnęła mi prosto w twarz. Wściekły podniosłem się i podszedłem do niej. Położyłem dłonie na ścianie tuż koło jej głowy i cicho sapiąc z złości, zmierzyłem ja spojrzeniem.
   -Nigdy jej tak nie nazywaj, nie przy mnie.- wysyczałem przez zaciśnięte zęby, kładąc swoje dłonie na jej ramiona.
    -Zayn spójrz na siebie. Zmieniłeś się. Już nie jesteś moim dawnym Zaynem, który mimo problemów zawsze był przy mnie. Straciłam do ciebie zaufanie po tym jak pobiłeś Harry'ego. Jesteście przyjaciółmi i obaj to niszczycie, obaj ją kochacie i choć być chciał to nie zmienisz tego, że on pała do niej uczuciem. Ty jesteś gdzieś bardzo daleko od nas wszystkich. Nie ma już nas, nie ma One Direction, nie ma przyjaźni, która nas połączyła, a ty nie jesteś sobą. - przerwała mocno się we mnie wtulając i cicho szlochając. Rzadko płakała, była raczej twarda i nic jej nie ruszało.
   -Jess ja... Nie wiem co mam powiedzieć. Chciałbym coś zmienić, ale chyba nie potrafię. Mogę tu zostać?- spytałem, jeżdżąc dłonią po jej plecach. Wyczułem, że przytakuje po czym odsuwa się.


                                                                          ***


        Brunetka siedziała na stole, szeroko się przy tym uśmiechając. Oblizała usta i głośno mlasnęła na znak, że jej smakowało. Otworzyłem szeroko usta zbliżając się powoli w jej kierunku. Po chwili wyczułem na języku coś kwaśnego, a po chwili słonego. Kaszlnąłem odruchowo starając się to zdjąć z języka, a dziewczyna tylko cicho się zaśmiała.
   -Wymiękasz?- spytała, kiedy zdjąłem z oczu opaskę. Wypiąłem dumnie pierś, mrużąc oczy.
   -Księżniczko, czy ja kiedykolwiek wymiękłem? Jestem królewiczem na białym rumaku, a tacy są najsilniejsi.- powiedziałem wytykając jej język.
    -Dawno tego nie robiliśmy. Właściwie to już wieki.- powiedziała Jess schodząc ze stołu i siadając mi na kolanach. Gdyby ktoś nas nie znał, mógłby stwierdzić mylnie, że jesteśmy parą. Jednak ja traktowałem ją jak siostrę, a ona mnie jak brata i czasem nawet spaliśmy w jednym łóżku, kiedy to ona miała koszmary lub ja byłem samotny. Nie działo się to przez ostatnie trzy lata, bo przecież w domu zaczęli znajdować się też inni dorastający faceci, którzy na takie zachowanie mogli czuć się zniesmaczeni, choć wydawało mi się, że widok nagiego Hazzy w salonie był szczytem.
   -W podstawówce. Kiedy to było.- smakowanie różnych rzeczy na oślep było naszą ulubioną zabawą z dzieciństwa. Do teraz pamiętam jak dziewczyna włożyła mi do ust startą na tarce kredkę świecową, czy ziemię. Okropność.  Ja za to zawsze dawałem jej coś dobrego. Nie umiałem być aż tak zły jak ona. Dostawała truskawki, jagody, a czasem kawałek ciasta, które ukradliśmy mojej mamie, kiedy jeszcze mieszkała z nami. 
    Nagle coś zaczęło wibrować z mojej kieszeni, a po chwili usłyszałem moją ulubioną piosenkę. Odebrałem nie patrząc na wyświetlacz.
   -Zayn możemy się spotkać?- moich uszu dobiegł spokojny głos Chelsea. Jessica spojrzała na mnie pytająco, a ja na migi pokazałem jej, że ma się ulotnić na chwilę. Ta jednak ani myślała to zrobić. Siedziała wpatrując się w  moja komórkę.
   -Po co? - spytałem chłodno. Usłyszałem ciche westchnienie po czym zapanowała krótka chwila ciszy.
    - Zayn to ważne. Musimy porozmawiać. Zależy mi na tobie. - ostatnie słowa wręcz wyszeptała.
   - Dobrze. Za piętnaście minut będę w kawiarni ,,Tea and Ice''.- powiedziałem po czym rozłączyłem się. Już chciałem wyjść kiedy Jessica złapała mnie za rękę.
    -Nie idź do niej, proszę...- wyszeptała. Wyrwałem swój nadgarstek z jej uścisku, po czym cicho westchnąłem.
    -Nadal nic nie rozumiesz? Jess, ja ją kocham i nie pozwolę jej tak po prostu mnie zostawić i odejść. Bez niej nie istnieję, bez niej jestem nikim.


                                                                     ***


    Spojrzałem kolejny raz na zegarek na ścianie po czym wściekły podniosłem się z swojego miejsca. Założyłem na plecy moją kurtkę i zostawiając na stole pieniądze za kawę wyszedłem z kawiarni. Czekałem wystarczająco długo, nie odbierała telefonów, nawet nie starała się ze mną jakoś skontaktować. Po prostu mnie wystawiła do wiatru, a ja dla niej zostawiłem Jessice samą w domu. Nie powinienem się zgadzać, ale ją kochałem i nie umiałem inaczej. Była i nadal jest dla mnie całym światem. Wściekłym kopnąłem jeden z kamieni, który z hukiem uderzył w kosz na śmieci. Przechodnie patrzyli na mnie z zdenerwowaniem i wymieniali komentarze na mój temat, a niektórzy wytykali mnie palcami. Cieszyłem się, ze nikt nie podszedł do mnie z prośbą o autograf. Potrzebowałem być sam z swoimi myślami.



 _____
Od Akwamaryn: Nie wiem jak wam, ale mi się podoba. Miałam napływ weny i właściwie tak jakoś wyszło, że napisałam go w mgnieniu oka. Kończymy to opowiadanie, co moim zdaniem jest dobre. Męczyłyśmy się z nim, ale nie martwcie się. Pojawi się jeszcze zapewne wiele naszych opowiadań;)

2 komentarze:

  1. Oczywiście ,że mi się podoba :) Bo jakby inaczej :) To już przedostatni rozdział :D
    Teraz czas na mnie :P
    Za tydzień powinien pojawić się rozdział :)
    Świetna robota Akwamaryn :*

    Jemi :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zbliżamy się do końca ? Nie. Przywiązałam się do tego opowiadania. No ale nic nie trwa wiecznie. Rozdział jest wspaniały,a ja czekam na kolejny :)

    OdpowiedzUsuń

To tylko kilka słów...a znaczy tak wiele :)